Andrzeja Sapkowskiego nikomu raczej przedstawiać nie trzeba. O ile o „Wiedźminie” jest/było bardzo głośno, o tyle druga saga autorstwa Sapkowskiego nie jest aż tak znana. A szkoda, bo przedstawia bardzo ciekawą historię, której moim zdaniem najważniejszymi wyróżnikami są charakterystyczne postacie. Jedną z nich jest Birkart Grellenort – czarownik, polimorf i morderca. Dziś jednak pragnę zacytować go z innego powodu – bo wyraża cudownie dążenie, które kierowało sporą rzeszą mistyków, joginów, gnostyków, czarowników i innych poszukiwaczy prawdziwej natury świata.

Co ma mi do zaoferowania ten świat? – podniósł głos. – Co może mi dać? Ten prymitywny świat, w którym wszystko już podzielono, rozkradziono i rozdrapano, w którym już nulle terre sans seigneur? Czym ja tu mogę być? Jaką władzę zdobyć, jaką potęgę? Kanonika katedralnego? Starosty i zarządzcy Wrocławia albo, czym wabi mnie biskup, namiestnika całego Śląska? A choćbym i został biskupem, kardynałem i w końcu papieżem, co to za władza w obecnych czasach? Nawet jeśli uda się zniszczyć husytów, przykład przetrwa, idei unicestwić się nie da. Po husytach, przyjdą inni, spękany gmach Rzymu nigdy nie odzyska struktury niewzruszalnego monolitu. Królowie i książęta padać będą jak kukiełki, bo co to za władza, która można zniweczyć miarką trucizny lub dziesięcioma calami klingi sztyletu. […]

– Marco Polo  – podjął – dotarł do Cathayu. Portugalczycy dopłynęli do Insulas Canarias, do Madery, do Azorów, zbierają się do wyprawy oceanicznej. Wierzą, że tam, za oceanem, w nie odkrytym jeszcze świecie, znajdą bogactwo i prawdziwą władzę. Wierzą w kraj Księdza Jana, w ziemię Mogal, w Ofir i Taprobane, zamierzają tam dotrzeć; by to osiągnąć, nie cofną się przed niczym. Ja też nie zamierzam się cofać. […]

– Czy wiesz – spytała wreszcie – kto był ostatnim, który coś takiego powiedział? Co ciekawe w identycznym kontekście? Szalony poeta i czarownik Abdallah Zahr-ad-Dihn, autor księgi o tytule Al Azif, tytuł to onomatopeiczny zapis odgłosu wydawanego przez nocne owady i upiory. W późniejszych przekładach nazwisko autora strawestowano na Abdul Alhazred, a tytuł zmieniono na Necronomicon. I to się przyjęło.

– Wiem.

– Wiesz więc i to, że Abdul Alhazred przemożnie pragnął przedostać się do syderium, że nie cofał się przed niczym. Był na nawiedzonej przez upiory pustyni Roba el-Khaliyeh, był w Irem, poszukiwał Kadath. Zginął okropną śmiercią w roku 738, w Damaszku, w biały dzień, na oczach wielu świadków rozszarpał go i pożarł straszliwy demon. Nie schładza to twego zapału?

– Nie schładza.

– W takim razie – neufra przewróciła oczami – życzę szczęścia. Dużo, dużo szczęścia.