Moje zapiski z podróży po fascynującym świecie ludzkiej myśli i ducha

Tag: kontemplacja

Cytat #20 – o przyjemności katastematycznej

Dziś znów o Epikurze, którego zawsze jest sobie od czasu do czasu przypomnieć. Choć cytat akurat podaję za Kazimierzem Pawłowskim, który jest badaczem zajmującym się starożytnością. Bardzo cenię sobie  jego książki – pełne medytacyjnego i spirytualistycznego vibe. Cytat poniżej pochodzi z „Kwartalnika Filozoficznego”artykuł pokrótce omawia czwórmian leczniczy Epikura i jego filozofię leczenia duszy.

Przyjemność spoczynku jest kwintesencją wszystkich przyjemności duchowych i samego życia. Epikur przykładał do niej szczególne znaczenie. Jest ona przyrodzona każdemu żywemu organizmowi i polega na harmonijnych ruchach atomów, w przypadku człowieka – atomów duszy i ciała. Jest to najwłaściwsza i najbardziej duchowa przyjemność z wszystkich ludzkich przyjemności. Od przyjemności kinetycznych, do których należą wszystkie wymienione uprzednio przyjemności związane z naturalnymi potrzebami człowieka, różni się tym, iż nie jest wynikiem żadnej aktywności zewnętrznej. Epikur kojarzy ją ze stanem bezbolesności wewnętrznej i z radością i świadomością samego istnienia. Jest to zarazem najprostsza i najtrudniejsza z wszystkich przyjemności.  Najprostsza, bo do jej przeżywania wystarczy samo życie. Najtrudniejsza, bo wymaga największego opanowania mechanizmu swojej duszy.

Czytanie klasyków – „Twierdza wewnętrzna” św. Teresy z Avila

Dziś coś z zupełnie innej beczki. Nie jest to pełnoprawny wpis w serii Czytanie klasyków, gdyż dzisiejszy tekst nie jest tekstem stricte filozoficznym, a do tego, charakter notatek jest dość mocno „techniczny”. Jednakże swego czasu popełniłem je, zatem głupio byłoby się nie podzielić skromnymi efektami mojej pracy. Poniżej krótki zarys „Twierdzy wewnętrznej” autorstwa św. Teresy z Avili


Mieszkanie 1

– zaczynamy od poznawania siebie – jesteśmy głusi i nie możemy odpowiedzieć na wezwanie Boga
– rodzi się w nas głód więcej – 'wielkie pragnienia’
– dramat grzechu to jest niszczenie piękna ludzkiej duszy, a walka z grzechem to jest wydobywanie piękna na powrót (antropologia pozytywna)

Mieszkanie 2

– już nie jesteśmy głusi, ale nie potrafimy odpowiedzieć. Aczkolwiek coś nas zaczyna poruszać głębiej – rośnie napięcie, duchowość nas pociąga
– zaczyna się konflikt – zewnętrzne <> wewnętrzne
– słowo klucz – 'wytrwałość’, bo upadki się pojawiają non stop (rozbuchana zachłanność w każdym aspekcie)
– podkreślenie znaczenia relacji z innymi na tej samej drodze, ale też relacji z Bogiem
– jesteśmy w walce, ale nie należy przesadzić z tą agresją – potraktujmy siebie łagodnie

Mieszkanie 3

– już słyszymy i odpowiadamy
– już nawet coś wychodzi – masa ludzi jest na tym etapie (wymaga skupienia samego siebie)
– po ciągłej walce w poprzednich etapach coś w końcu nam wyszło i rodzi się PYCHA
– przydaje się tutaj przewodnik duchowy – gdyż sami jesteśmy biased i nie potrafimy za bardzo pójść dalej
– trzeba przyznać się przed samym sobą – samemu nic się nie zrobi i potrzeba bojaźni bożej. Trzeba zaufać Bogu.

Mieszkanie 4

– 'nowicjat mistyka’ – zamykamy etap ascetyczny – przechodzimy od zewnątrz do wewnątrz (głównie)
– 'modlitwa skupienia’ polega na skupieniu bardziej w pojęciu 'uważności’ i akceptacji na Boga, niż na focusie. Zdarza się tylko przez moment, a do tego często nie w trakcie modlitwy, ale gdzie indziej.
– istnieje pokusa, aby próbować samemu wejść w ten stan mistyczny – racjonalnie i pchając – ale to tak nie działa. Wymaga otwartości i bojaźni.
– 'bardziej kochać niż rozmyślać’ – intelekt trzeba odwiesić na kołek i dać się porwać – trzeba przełamać lęk i porzucić to, co znane.

Mieszkanie 5

– metafora jedwabnika i narodziny motyla dzięki pokarmowi danemu z zewnątrz. Larwa, robak, musi umrzeć (to jest nasza miłość własna) – by wzlecieć wyżej
– odkrywamy, że Bóg chce nam dać więcej i odkrywamy, żę ciągle dostajemy
– 'modlitwa zjednoczenia’ – wola moja zlewa się z wolą Boga

Mieszkanie 6

– jest się już wysoko, ale wciąż istnieje szansa, że się zacznie dostawać po dupie od życia. Aczkolwiek też czasem słyszy się dobre rzeczy, ale cloue programu tutaj to NIE ZWAŻAĆ NA JEDNO I DRUGIE. Złe napomnienia to okazja do zaprawiania się w cnocie i obdarzania obmówców jeszcze większą miłością.
– cierpi się fizycznie, ale głównie duchowo (oschłością). Wyprowadza z tego tylko Bóg, nikt inny. I dostaje się wtedy 'rozkoszny ból łaski’.
– Dwa rozdziały, że wszystko pochodzi od Boga

Mieszkanie 7

– to mieszkanie jest ostatnie i tak naprawdę czytam to trochę po jogiczno/buddyjsko/wschodniemu – jakby się dusza w pełni wyzwoliła z zasłon/cienia, które jej tę wewnętrzną światłość zasłaniały
– dusza tutaj niejako zanika – 'Nie troszczy się o siebie, cokolwiek by na nią przyjść mogło i w tak zupełnym żyje zapomnieniu o sobie, jakby jej nie było.’
– rozum nie ma tu czego szukać – czasem raptem złapie jakiś powidok – mieszkania się doświadcza
– 'To jest, córki, kres modlitwy. Do tego ma służyć i to małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny.’

Recenzja książki 'Wprowadzenie do Zen’ Alexandra Poraj-Żakieja

Kiedy zastanawiałem się jak rozpocząć tę recenzję, do głowy przyszedł mi cytat z mistrza Sapkowskiego. „O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki.”  Parafrazując, mógłbym napisać, że zen też jest jak gruszka. Choć po lekturze książki „Wprowadzenie do Zen” Alexandra Poraj-Żakieja, powinniśmy przynajmniej odkryć jakiego jest ona koloru.

Zanim przejdę do oceny merytorycznej książki, warto wpierw wspomnieć o dwóch istotnych rzeczach. Po pierwsze – z całą pewnością nie czuję się władny, aby móc ocenić recenzowane dzieło z pozycji eksperta. Rzecz jasna, samo pojęcie „ekspert ds. zen” stoi w sprzeczności z samą ideą zen. Każdy – kto choć trochę liznął tematu – parsknąłby na takie określenie śmiechem. I miałby rację! Aczkolwiek o tym napiszę więcej za chwilkę.

Okładka książki

Okładka książki

Drugą wartą wspomnienia rzeczą, jest „fizyczność” prezentowanej pozycji. Minimalistyczna okładka doskonale wpisuje się w to, co w powszechnym mniemaniu jest „estetyką zen”. Ascetyczna typografia, gładkie tło, minimalistyczne podejście do tekstu na obwolucie – oto próbka stylu o którym wspomniałem. Rzecz jasna nikt raczej nie spodziewa się dosłownych fajerwerków graficznych w przypadku książki poświęconej duchowości, aczkolwiek miło jest widzieć to założenie w praktyce. Sama pozycja nie jest długa, niecałe sto stron tekstu, zręcznie przetykanego stonowanymi zdjęciami. Obcowanie z książką było dla mnie źródłem bardzo miłych doznań estetycznych, mam nadzieję, że potencjalni odbiorcy tej pozycji także ich doświadczą. Odwiedzając stronę wydawcy – czyli Fundacji Mądrość Wschodu i Zachodu – możemy zauważyć, że podobna estetyka dominuje w innych opublikowanych przez fundację wydawnictwach. Jeśli ktoś zatem chciałby zgromadzić pozostałe książki autora, z całą pewnością nie musi się bać o niespójny wygląd książek na półce.

Układ treści jest przejrzysty – cztery rozdziały, z których pierwszy traktuje o historii buddyzmu i zen, zaś pozostałe dotyczą kwestii stricte praktycznych. Praktycznych w rozumieniu dosłownym, gdyż omawiają one codzienną praktykę zen, zagadnienia związane z pozycją ciała, organizacji sesji zazen, a także kwestie organizacyjne. Takie choćby jak szukanie pomocy nauczyciela, czy też możliwość dołączenia do grupy medytacyjnej czy też sesshin – dłuższego (najczęściej kilkudniowego) spotkania medytacyjnego.  Ostatni rozdział jest poświęcony odpowiedziom na najczęściej pojawiające się pytania, które zadają młodzi adepci zen.

Myślę, że po tych kilku zdaniach wstępu, przyszedł czas na właściwą recenzję. Przyznam szczerze, iż podziwiam autora za kunszt, w jaki przedstawił odpowiedź na pytanie – czym jest zen? Kunszt tym bardziej godny podziwu, gdy weźmiemy pod uwagę odpowiedź na to pytanie. A czym jest? Absolutnie satysfakcjonującą odpowiedź znajdziemy na początku drugiego rozdziału. Zen to zazen, a zazen to tak naprawdę praktyka. Tylko tyle. Sto złotych się należy.

Spis treści

Spis treści

Odkładając żarty na bok, ta nieskomplikowana odpowiedź, jest moim zdaniem podana wręcz idealnie. Nakreśliwszy tło historyczne powstania buddyzmu i zen w rozdziale pierwszym, autor od razu wrzuca nas in medias res tematu książki. Czego bowiem możemy oczekiwać od książki będącej wprowadzeniem do zen? Wytłumaczenia czym ten cały zen jest! Chcecie? Proszę. Cała treść książki od tej pory – czyli ponad połowa – jest poświęcona na próbę wyrażenia słowami tego, czego do końca wyrazić werbalnie się nie da. Aczkolwiek autor, będący mistrzem zen świeckiej linii „Pusta Chmura” wraca z tej próby na tarczy. Czytając kolejne strony miałem nieodparte wrażenie przebywania gdzieś indziej. Nie było dla mnie trudnym imaginowanie sobie autora siedzącego w zazen, wykładającego swoją myśl w zendo1.

Alexander Poraj-Żakiej jest bowiem nie tylko pisarzem, ale przede wszystkim doświadczonym nauczycielem i coachem. Sporą ilość nagrań z jego wystąpień można znaleźć na kanale Youtube wspomnianej Fundacji. Podczas lektury ani razu nie odniosłem wrażenia, iż przekazywane treści są tylko zbiorem na szybko zebranych wiadomości o zen. Zawarta w książce wiedza jest z całą pewnością efektem wielu godzin pracy autora. Pracy prezentującej zen różnej publiczności – moim zdaniem widać to w sposobie, w jaki autor z wielu stron próbuje przedstawić podstawy zen. Na tyle różnorodnie i obrazowo, aby każdy mógł pojąć czym tenże zen jest (jak i czym nie jest). Wieńczące książkę odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania wyśmienicie dopełniają zastosowaną metodę.

Z takiej też perspektywy mogę powrócić do swojego stwierdzenia z początku tego tekstu. Jeżeli zen jest po prostu praktyką, trudno uważać się za „eksperta” od niej. Można co najwyżej być właśnie praktykiem. I jako (bardzo początkujący) praktyk, mogę napisać, iż książka odpowiedziała na wszystkie moje pytania. Na tyle dokładnie by rozpocząć własną (oby codzienną) – praktykę. Oczywiście moja nieograniczona ciekawość, mocno zorientowana na poznanie dyskursywne, nie została w pełni zaspokojona (co chyba nigdy zresztą nie nastąpi). Aczkolwiek dam posłuch autorowi, aby nie próbować rozpoczynać przygody z zen z pozycji rozumu. Nietzsche pięknie wyraził tę myśl w „Jutrzence” – „Najpierw i przede wszystkim dzieła! To znaczy ćwiczenie, ćwiczenie, ćwiczenie!”. Tedy na tym etapie, pozostaje tylko usiąść na poduszce…

Czy da się do opisywanej pozycji w jakikolwiek sposób „przyczepić”? Myślę, że tak, aczkolwiek tylko w przypadku, kiedy czytelnik rozpoczął lekturę z określonym nastawieniem. Autor bowiem skupia się na odpowiedzi na postawione już przeze mnie pytanie – czym to całe zen jest? Nakreślony kontekst historyczny służy tylko i wyłącznie odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli spodziewasz się, Droga Czytelniczko lub Drogi Czytelniku czegoś innego – nie znajdziesz w książce Alexandra Poraj-Żakieja nic więcej. Opisy ceremoniałów? Bardziej rozbudowany rys historyczny? Metafizyka zen? Przykro mi, tego recenzowana pozycja nie oferuje. „Pusta Chmura”, linia zen, której autor jest mistrzem, jest linią świecką. Powstała głównie po to, aby umożliwić ukazanie bogactwa zen społeczeństwom Zachodu. Bogactwo bez naleciałości kulturowych czy strcite religijnych. I z takiej pozycji przedstawiany jest zen w opisywanej książce. Czy to błąd? Jak wspomniałem powyżej – to zależy. Jeśli pragniesz po prostu dowiedzieć się o co chodzi z tą całą „śmiercią na poduszce” – wtedy z czystym sercem mogę rekomendować lekturę „Wprowadzenia do Zen”. Jeśli potrzebujesz czegoś innego – wtedy sugeruję poszukać gdzieś indziej.

PS. Fotografie użyte w tekście pochodzą ze strony wydawnictwa i zawierają odnośniki do książki w fundacyjnym sklepie.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén