Moje zapiski z podróży po fascynującym świecie ludzkiej myśli i ducha

Tag: eudaimonia Strona 1 z 2

Cytat #30 – Viktor Frankl o szczęściu

Viktor Frankl to źródło nieskończenie wielu cytatów, które przemawiają do głębi każdego z nas. Dzisiaj kilka słów dotyczących szczęścia, sukcesu i dążenia do tychże.


Nie gońcie za sukcesem – im bardziej ku niemu dążycie, czyniąc z niego swój jedyny cel, tym częściej on was omija. Do sukcesu bowiem, tak jak do szczęścia, nie można dążyć; musi on z czegoś wynikać i występuje jedynie jako niezamierzony rezultat naszego zaangażowania w dzieło większe i ważniejsze od nas samych lub efekt uboczny całkowitego oddania się drugiemu człowiekowi. Szczęście po prostu musi samo do nas przyjść i to samo dotyczy sukcesu: sukces przydarza się nam kiedy o niego nie zabiegamy. Trzeba słuchać, co nam podpowiada sumienie, a następnie realizować jego nakazy zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Dopiero wtedy przekonacie się, że na dłuższą metę – powtarzam: na dłuższą metę! – sukces przychodzi właśnie do tych, którzy o nim nie myśleli.

Cytat #29 – Historia pewnego Meksykanina

Dawno temu natknąłem się na ten cytat-opowieść i tak jakoś ze mną została. Pewnikiem przewija się ona przez różne książki, czy pop-psychologiczne profile w mediach społecznościowych. Dalej nie zmienia to faktu, że po prostu do mnie przemawia. Enjoy!


Znany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce, gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczykow. Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina:
– Jak długo je łowileś?
– Tylko kilka chwil.
– Dlaczego nie łowiłeś dłużej – złapałbyś więcej ryb?
– Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny.
Amerykanin pytał dalej:
– Na co więc poświęcasz resztę czasu?
– Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos – pędzę wypełnione zajęciami i szczęśliwe życie.
Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł:
– Jestem absolwentem Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę malą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jorku, skąd będziesz zarządzał swoim wciąż rosnącym biznesem.
Meksykanski rybak przerwał:
– Jak długo to wszystko będzie trwało?
– 15, może 20 lat.
– I co wtedy?
Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził:
– Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów.
– Milionów? I co dalej?
– Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos…

Cytat #25 – Erich Fromm o chciwości

Podczas lektury „Mieć czy być” Ericha Fromma, natrafiłem na cytat, który jest bardzo piękny, a zarazem zrozumiały bez konieczności przedstawiania myśli autora.

W przeciwieństwie do potrzeb czysto fizjologicznych, jak głód, który ma określony punkt nasycenia ustalany przez fizjologię ciała, c h c i w o ś ć  m e n t a l n a  – a wszelka chciwość jest mentalna, nawet gdy doznaje satysfakcji przez ciało – nie ma punktu nasycenia, gdyż konsumpcja nie wypełnia wewnętrznej pustki, znudzenia, samotności i depresji, które w założeniu ma znieść.

Cytat #17 – Simone de Beauvoir

Simone de Beauvoir jest znaną postacią, głównie z prac poświęconych feminizmowi i filozofii egzystencjalnej. Dziś cytat z tego drugiego poletka.

Życie zajmuje się jednocześnie utrwalaniem samego siebie i przekraczaniem samego siebie; jeśli jedynym, co się robi, jest utrwalanie siebie, to życie jest tylko nieumieraniem.

Cytat #16 – stałość w życiu codziennym

Dziś prosto, krótko, a jakże treściwie. Każdy z nas w końcu potrzebuje stałości w życiu.

[…] oprócz ostatecznych punktów oparcia potrzebujemy też znamion jakiejś stałości i ciągłości w codziennym życiu. I tu najwięcej zależy od nas samych. Odpowiedzią na głód stałości jest wytrwałość. Zwyczajna wytrwałość w sprawach małych i wielkich, pozwalająca przewidzieć i pokonać fluktuacje zmian. Wytrwałość oznacza oparcie w sobie, ale w imię jakichś ważnych dla nas wartości. Nasza wytrwałość służy zbudowaniu, utrzymaniu, podtrzymaniu jakiegoś ważnego elementu życia.

J. Sokół-Jedlińska, „Duchowość na co dzień”, s. 140-141

Etyka nikomachejska #4

Kontynuujemy dziś przygodę z Arystotelesem, na warsztacie mamy dziś czwarty rozdział „Etyki nikomachejskiej”.

O szczodrości i człowieku szczodrym

Nasz filozof szczodrość definiuje w następujący sposób.

Tyle więc o umiarkowaniu; z kolei zajmijmy się szczodrością. Jest nią, jak się zdaje, umiar w odniesieniu do spraw materialnych. […] Dobrami zaś materialnymi nazywamy wszystko, czego wartość mierzy się pieniędzmi.

O umiarze było w poprzednim artykule – warto sobie przypomnieć. Same dobra materialne powinny być rzecz jasna używane, a wg. Arystotelesa istnieje pewna umiejętność (czyli cnota po prostu), która za to odpowiada i takowa właśnie cnota to jest szczodrość. Filozof twierdzi, że o wiele bardziej moralnie cnotliwym jest aktywność, która przejawia się poprzez działanie (czyli użyczanie majątku innym), niż jego gromadzenie, które wbrew nazwie, uznaje za coś pasywnego. Ofiarowywanie innym jest czynem moralnie szlachetnym i jako taki jest zawsze przyjemny – jeśli się obdarowuje kogoś, nie ze względu na dobro, ale na coś innego, to nie jest to cecha człowieka szczodrego.

Należy rzecz jasna dawać z własnego majątku, zdobytego w sposób „czysty”. Co więcej – o majątek własny należy tym samym dbać, albowiem to z niego właśnie udziela się innym. Wracamy również do tematyki z rozdziału drugiego – chodzi rzecz jasna o drogę środka, właściwą dla konkretnej osoby. Uznamy, że ktoś, kto zarabia 10k PLN i podaruje 5k komuś innemu, uczynił więcej niżby zrobił to ktoś, kto zarabia 100k. Choć Arystoteles w sumie podsumowuje, że człowiek prawdziwie szczodry nigdy nie będzie miał majątku, bo zawsze go rozda 😉

Rozrzutnicy są lepsi od skąpców, bo przynajmniej mają zorientowanie na dawanie – kwestia z nimi jest tylko taka, że nie znają w tym dawaniu umiaru. Arystoteles jednakże widzi dla nich szansę i ratunek, kiedy tylko przejdą na pozycje bardziej umiarkowane (choć często to trudne, bo też zazwyczaj czerpią zyski z niewłaściwych źródeł).

[…] szybko bowiem wyczerpują się ich środki [rozrzutnikom – przyp. MP]; zmuszeni tedy są zdobywać je skądinąd. A przy tym, nie troszcząc się o to, co moralnie piękne, czerpią swe dochody zewsząd bez wyboru, gdyż pragną dawać, a wszystko im jedno, w jaki sposób i z czego.

Bycie chciwym z kolei szans na naprawę ma o wiele mniej, ba, sam filozof pisze, że jest ona nieuleczalna – pod wpływem słabości czy starości chciwość wydaje się wręcz powiększać. Arystoteles wyróżnia dwa rodzaje chciwości:

  • niedostateczna ofiarność
  • nadmierna chęć brania

O wielkim geście i człowieku z wielkim gestem

Wielki gest też dotyczy dóbr materialnych, dlatego Stagiryta zajmuje się nim w tym miejscu, zaraz po szczodrości. Odróżnia wielki gest od tejże szczodrości (uważa, że ten pierwszy jest „większy” od drugiej – również w znaczeniu moralnym) – tutaj chodzi o naprawdę wydawanie dużej ilości pieniędzy, ale jak zawsze u Arystotelesa – w odpowiednim stopniu. Niedobór wielkiego gestu to małostkowość, zaś nadmiar to szafowanie pieniędzmi. Nie jest również niczym nowym stwierdzenie, że wielki gest jest również cnotą. Cytat na potwierdzenie:

Człowiek o wielkim geście ma w sobie coś z tych, co wiele wiedzą. Wszak umie należycie ocenić, co jest odpowiednie, i w odniesieniu do wielkich wydatków postępować z należytym umiarem. […] Będzie też człowiek o wielkim geście czynił takie wydatki ze względu na to, co moralnie piękne – to bowiem jest cechą wspólną wszystkich cnót – a ponadto z przyjemnością i bez zastanawiania się, bo dokładna kalkulacja jest rzeczą małostkową.

Rzeczą również chwalebną jest okazywanie gestu w stosunku do rzeczy niejako zewnętrznych – łożenie na rzecz innych i społeczności, a nie tylko swoją samą. Na sam koniec podrozdziału nasz filozof gani dalej szastanie pieniędzmi i małostkowość.

O poczuciu własnej wartości, czyli uzasadnionej dumie i człowieku słusznie dumnym

Aż się za głowę złapałem jak przeczytałem ten podtytuł – jakże on odzwierciedla to, co nie tak dawno linkowałem z książki Richarda Taylora – „Restoring Pride”. Zapraszam nota bene do przeczytania całości materiału. Wystarczy bowiem zacytować początek rozważań naszego myśliciela.

Poczucie własnej wartości, czyli uzasadniona duma dotyczy – jak to już sama jej nazwa wskazywać się zdaje – rzeczy wielkich; rozważmy przede wszystkim, jakich to rzeczy wielkich ona dotyczy. Wszystko przy tym jedno, czy rozpatruje się tę trwałą dyspozycję, czy też człowieka postępującego w myśl jej nakazów. Otóż zdaje się, że słusznie dumny jest, kto uważając siebie za godnego rzeczy wielkich, istotnie na nie zasługuje; bo kto bezpodstawnie tak czyni, ten jest głupi, a nikt, kto postępuje w myśl nakazów dzielności etycznej, nie jest głupi ani pozbawiony rozumu.

Przemawia do mnie ta myśl. Rzecz jasna można w tym poczuciu przesadzić lub zachowywać się zbyt skromnie – jak w każdej cnocie u naszego filozofa. Duma tak rozumiana dotyczy zwłaszcza rzeczy największych – jak choćby czci. W niej właśnie widzi Arystoteles najwyższą formę poczucia własnej wartości. Automatycznie zakłada to, że nasz wyimaginowany człowiek odznacza się również moralną doskonałością.

Owóż, kto słusznie żywi dumę, jeśli jest godzien tego, co największe, musi być etycznie najdzielniejszy; im kto bowiem więcej cnót posiada, tym większych godzien jest rzeczy, człowiek zaś najwięcej cnót posiadający godzien jest rzeczy największych. Kto więc prawdziwie słuszną żywi dumę, ten musi być etycznie dzielny. […] Zdaje się więc, że uzasadniona duma jest jak gdyby okrasą cnót; jako że je wzmaga, a sama bez nich nie może istnieć.

Co więcej – wychodzi, że taka osoba również w jakiś sposób gardzi wszystkim – bo skoro nawet do najwyższej czci, jaka jest jej okazywana podchodzi na zasadzie umiaru (lub nawet obojętności), to będzie tak się zachowywać w stosunku do wszystkiego innego. Trochę taka ataraksja nam tutaj wychodzi. Aczkolwiek, kto posiada zarówno cnotę jak i dobra zewnętrzne, jest według Arystotelesa bardziej godny czci niż ten, co ma tylko cnotę. Rzecz jasna jak ktoś ma tylko wartości materialne, to rzecz jasna czci godny nie jest – w ich przypadku duma jest tylko nieudolnym naśladownictwem, a nie przejawem cnoty.

Ogólnie czytając ten fragment, czuję dość mocny stoic vibe – wiadomo, że stoicy podchodzili do cnoty bardziej zerojedynkowo niż nasz myśliciel, ale wrażenie pozostaje. Weźmy choćby następujący cytat:

Człowiek słusznie dumny nie naraża się też na niebezpieczeństwa ani chętnie, ani dla drobiazgów, ponieważ do niewielu tylko rzeczy przywiązuje wagę; stawia natomiast czoło niebezpieczeństwom, kiedy idzie o rzeczy ważne, a czyniąc to nie szczędzi życia, w przekonaniu, że nie za wszelką cenę warto żyć.

Jakbym Senekę czytał (co pewnie też tutaj na blogu w przyszłości udokumentuję – bo dialogi i listy tego filozofa przeczytałem dość wcześnie) – tyle powiem. Arystoteles jednakże ciągnie wywód dalej i trochę tego cukierkowego obrazu nam oszczędza, bo jasno wskazuje, że człowiek dumny bardziej lubi kiedy wspomina się jego hojność i dobre czyny, niż sytuacje, w których to on ich doświadczył. Jak to ujmuje nasz myśliciel – chce „mieć przewagę” w tej materii. Jak widać ego to nawet zza krzaka wyskoczy. Co zresztą potwierdza trochę dalej pisząc, że nie należy wynosić się nad ludzi, którzy są poniżej, albowiem to jest łatwe. Należy pokazywać dumę w stosunku do ludzi stojących wysoko – bo to jest trudne. Tak samo człowiek słusznie dumny powinien postępować otwarcie – nie ukrywać swoich emocji i uczuć. „Tylko człowiek, który się boi ukrywa swe uczucia.” Mocny przekaz, dość dobrze rezonujący z przekonaniami sporej części religii.

Generalnie wydaje się, że Stagiryta tak naprawdę opisał tutaj wyidealizowany obraz arystokraty ducha (znów Elzenbergiem nam zapachniało). Co więcej, rzecz, którą właśnie zgłębiam na boku tutaj mi przychodzi na myśl – mianowicie „dobrowolna prostota” lub też jak to ją za oceanem nazwali – „voluntary simplicity”. Skupiaj się na małej ilości rzeczy, ale dawaj im 200% swoich możliwości.

Na samym końcu podrozdziału, opisywane są przykłady niedomagania – czyli przesadną skromność oraz zarozumialstwo. Osoby, które reprezentują te niedomagania zasadniczo nie są złe same w sobie – po prostu brak im wiedzy. Nie krzywdzą jednak swoim postępowaniem nikogo.

O ambicji

Powiem szczerze – nie do końca rozumiem (a czytałem dwa razy), co filozof chciał tu do końca przekazać. Ale krótkie toto, więc nie czuję wyrzutów sumienia 😉

O łagodności

Tutaj jest już trochę łatwiej – łagodnością nazywa nasz myśliciel umiar w odczuwaniu gniewu. Nie znaczy to, że człowiek łagodny nie odczuwa gniewu w ogóle – chodzi o to, by odczuwać go w odpowiednim sposobie/ilości, kierując się wskazaniami rozumu rzecz jasna. Z kolei niedomiar łagodności nie bardzo posiada nazwę, aczkolwiek jest to sytuacja, w której Arystoteles ganiłby osobę, która przejawia takie zachowanie. Albowiem kiedy ktoś się nie gniewa gdy trzeba to znaczy po prostu, że jest głupi. Fajnie to podsumuje cytat:

[…] zdaje się bowiem, że człowiek taki jest niewrażliwy i nieobraźliwy, a nie umiejąc się gniewać jest też niezdolny do obrony; niewolniczą zaś rzeczą jest znosić spokojnie zniewagi i nie ujmować się za swymi przyjaciółmi.

Cała reszta podrozdziału jest poświęcona opisom przesady w gniewie z różnych punktów widzenia – siły/długości/itp. Generalnie Arystoteles się ostatecznie powtarza – dopóki się gniewa w odpowiedni sposób, z odpowiednią siłą, na odpowiednie osoby i odpowiednim czasie – to jesteśmy łagodni. Podręcznikowa wręcz definicja sankcji generalnej.

O przyjaznym nastawieniu do ludzi

Tłumaczka tutaj w przypisach jasno wskazuje, że trochę się tutaj nasz filozof zachowuje. Albowiem rozważając sytuację, w której w relacjach z ludźmi z jednej strony czynimy wszystko by „zrobić innym dobrze”, a sytuacją skrajną – czyli gburowatością, wskazuje że w środku istnieje jakaś nienazwana cnota. Z braku laku używa tutaj pojęcia przyjaźń, co trochę od razu nam śmierdzi. Tłumaczka cofa nas do księgi 2, gdzie ten umiar nazywany był właśnie uprzejmością, choć Stagiryta dalej zwraca uwagę, że w przypadku obecnie rozważanej relacji, nie kierujemy się jak w przyjaźni miłością (lub nienawiścią jako przeciwieństwem), ale właśnie zachowujemy się tak, bo taki jest nasz charakter. Po prostu jest to droga środka. Cytat na zakończenie:

Ogólnie więc powiedziało się, że człowiek taki będzie w zetknięciu się z ludźmi postępował w sposób właściwy; [w szczególności] zaś, mając na myśli to, co moralnie piękne i co pożyteczne, będzie się starał nie sprawiać przykrości czy sprawiać przyjemność.

O człowieku prawdomównym

Trochę wracamy do sytuacji z poprzedniego podrozdziału – tutaj rozważany jest środek pomiędzy chełpliwością, a udaną skromnością – i jest to niby nienazwane, a tytuł podrozdziału to zawiera słowo prawdomówność 🙂 Generalnie bycie miłośnikiem prawdy – to rzecz chwalebna, zwłaszcza, w sprawach istotnych i poważnych. Jeśli idzie o blagierów (ależ to słitaśnie oldschoolowo brzmi), to o wiele bardziej są godni potępienia wtedy, gdy kłamią celem zdobycia jakiegoś dobra (wtedy są źli), niż gdy czynią to kiedy tego celu nie ma (wtedy Arystoteles nazywa ich „lichymi ludźmi”). Ludzie z kolei, którzy sytuują się na drugim krańcu spektrum (czyli umniejszają swoje zasługi – tutaj choćby wskazuje nasz filozof przykład Sokratesa) nie bardzo zasługują na naganę, bo często w ten sposób unikają przesady. Aczkolwiek jeśli rzecz dotyczy czegoś małego, wówczas raczej wychodzi się na świętoszkowatego.

O człowieku dowcipnym, czyli taktownym. Charakterystyka dotychczasowych cnót (w książce „cnoty” są pisane po grecku)

Nasz myśliciel o dziwo odnosi się do sytuacji odpoczynku i zabawy – aczkolwiek od razu wprowadza swój nieśmiertelny podział, gdzie umiarem jest bycie dowcipnym (ale w sposób taktowny), z kolei nadmiarem jest kpiarstwo, zaś niedomiarem bycie sensatem (aż mi się Netflixowy serial Sense8 przypomniał). Nic nowego w tym miejscu, a i sam podrozdzialik jest krótki.

O wstydliwości

Na sam koniec mamy nie cnotę per se, ale uczucie (tak przynajmniej twierdzi nasz autor). Ogólnie rzecz biorąc wstydliwość to obawa przed okryciem się niesławą, i jako taka powinna przysługiwać i być mile widziana u ludzi młodych. Wiadomo, hormony buzują, to i dziwne rzeczy się robi. W przypadku osób starszych, oraz/albo dobrych moralnie – wstydliwość nie powinna mieć miejsca w ogóle, bo czynów, które powodują okrycie się niesławą takim osobom i tak nie godzi się czynić.

Linki #10 – Gdy robienie boli bardziej niż nierobienie

Dzisiejszy link pochodzi częściowo od Marka Mansona – odniósł się do niego w jednym ze swoim tekstów. Moim zdaniem jest to piękny (choć krótki) hymn ku czci ludzkiego powołania i celu. Gdyby dalej żył, Viktor Frankl pewnikiem używałby go w swoich książkach, aby zilustrować swój koncept „woli sensu”. Autorem linkowanego przeze mnie felietonu jest James Rhodes, pianista koncertowy, który wrócił do grania na fortepianie po tym, jak uprzednio próbował swoich sił (przez kilka lat) jako finansista w londyńskim City. Historia tegoż powrotu, ale przede wszystkim powody, dla których to zrobił, wciąż poruszają coś we mnie za każdym razem, gdy czytam ten tekst. Na zachętę cytat:

And only when the pain of not doing it got greater than the imagined pain of doing it did I somehow find the balls to pursue what I really wanted and had been obsessed by since the age of seven – to be a concert pianist.

Cytat #14 – Living Simply

Voluntary simplicity is a way of living that is outwardly simple and inwardly rich

Duane Elgin, „Voluntary Simplicity”

Etyka nikomachejska #3

Kontynuujemy naszą lekturę „Etyki nikomachejskiej” Arystotelesa. Dziś na tapet bierzemy rozdział trzeci.

Czyny od woli zależne i niezależne

Filozof rozpoczyna rozdział od przypomnienia, że dzielność etyczna dotyczy zarówno postępowania, jak i odczuwania namiętności1, ale tylko w tych rzeczach, które są od nas zależne (i podlegają tym samym ocenie przez innych). Te, które są „mimowolne” – tutaj co najwyżej mamy do czynienia z pobłażaniem, a nie oceną (moim zdaniem dość dyskusyjne twierdzenie, ale zobaczmy, gdzie nas autor dalej zabierze). Dlatego też Arystoteles chce teraz skupić się na zbadaniu tego, co jest od nas zależne i niezależne2.

Rozważając czyny, które dokonujemy Stagiryta pisze następująco:

Otóż za niezależne od woli uchodzą te rzeczy, których się dokonywa bądź pod przymusem, bądź skutkiem nieświadomości.

I choć filozof podaje przykład tyrana, który trzymając w ręku naszą rodzinę, każe nam dokonać czynu złego – utrzymuje, że taki czyn jest może nie do końca od nas zależny, ale raczej jego ocena powinna się przychylać na rzecz naszej sprawczości i zależności. Choć słowo 'kontekst’ ma tutaj znaczenie, o czym zresztą Arystoteles od razu wspomina pisząc następująco:

Takie więc czyny są od woli zależne, choć w bezwzględnym tego słowa znaczeniu są może od niej niezależne: nikt bowiem nie postanowiłby żadnej z tych rzeczy samej w sobie.

Dalej nasz filozof ciągnie rozważania o czynach zależnych i niezależnych, aczkolwiek dochodzi w końcu do konotacji, że wszystko tak naprawdę zależy od kontekstu i trzeba wszystko oceniać per situationem. Mimo to w tekście dwukrotnie powtarzana jest sentencja, że „czyny niezależne od nas to takie, których przyczyna tkwi poza działającym, a sam działający osobnik w niczym się do nich nie przyczynia”. Mętna ta definicja gdyby ktoś mnie pytał.

Drugim typem czynów od woli niezależnych są te, które są popełniane wskutek nieświadomości – jest to nawiązanie do intelektualizmu etycznego, choć brak wiedzy po prostu prowadzi do nikczemności, a nie do obojętnych czynów niezależnych od woli. Arystoteles dochodzi do wniosku, że tak naprawdę jedyną okolicznością, która może prowadzić do czynu niezależnego od woli jest sytuacja, w której sam podmiot czyniący nie wie, że coś czyni. Przykładów podaje sporo, wystarczy wymienić choćby sytuację, w której np. publicznie wyjawia się jakąś tajemnicę/tabu, kiedy nie wiedzieliśmy, że dana rzecz jest tajemnicą/tabu. Konieczny również jest tu element żalu i skruchy z popełnienia czynu – jeśli ich nie ma – to czynu nie można określić jednoznacznie mianem niezależnego od woli.

Odwracając tedy argumentację, filozof dochodzi do następującego twierdzenia:

Skoro tedy niezależne od woli jest to, co się dzieje pod przymusem i skutkiem nieświadomości, to zależne od woli zdaje się być to, czego przyczyna tkwi w samym działającym podmiocie, zdającym sobie sprawę z jednostkowych okoliczności, wśród których czynu dokonuje.

Tedy czyny dokonane pod wpływem gniewu czy pożądania  są jak najbardziej od nas zależne i nie da się ocenić ich inaczej.

 

O postanowieniu

Postanowienie uważa filozof za coś bardzo istotnego i posuwa się wręcz do stwierdzenia, że jest „sprawdzianem wartości etycznej”3 nawet bardziej niż same czyny. Porównując postanowienie z pożądaniem/życzeniem/przekonaniem Arystoteles dochodzi do wniosku, że jest ono czymś zupełnie samodzielnym i niezależnym – dotyczy rzeczy możliwych do spełnienia i raczej środków do celu niż samego celu (np. że będziemy na diecie i uprawiać sport by zdobyć zdrowie).

 

Namysł i jego związek z postanowieniem, które dotyczy środków wiodących do celu

Poprzedni podrozdział Stagiryta zakończył stwierdzeniem, że postanowienie to coś, co jest zależne od woli, a także jest efektem uprzedniego namysłu. Co więcej, namysł dotyczy zazwyczaj tylko rzeczy, które są przez nas wykonalne i w naszej mocy (choć tutaj to ja bym się osobiście bardzo pokłócił). Co więcej, namyślamy się nad rzeczami: raczej praktycznymi, będącymi środkami niż celami, raczej nad tymi nieokreślonymi i niepewnymi niż aksjomatami.

 

O życzeniu i jego związku z celem

W odróżnieniu od postanowienia, życzenie dotyczy rzeczy, które niekoniecznie są w naszej mocy, ale głównie nacisk kładziony jest na cel (a nie na środki, jak w przypadku namysłu/postanowienia). Aczkolwiek to nie jest jeszcze najbardziej istotne – bardziej dla filozofa ważniejsze jest to, że życzymy sobie jakiegoś dobra – i tutaj rzecz się komplikuje. Bowiem dla każdego owo dobro może znaczyć coś innego. Autor podaje tutaj rozliczne przykłady, ale ostateczny wniosek jest prosty – człowiek stojący wysoko moralnie, bardziej zgodnie z prawdą ocenia co jest dobrem, a co złem, zaś ludzie niżsi tutaj błądzą, zwłaszcza gdy są oślepieni przez przyjemność.

 

’Człowiek przyczyną i sprawcą swych czynów’

Skoro więc cel jest przedmiotem życzenia, środki zaś do celu wiodące – przedmiotem namysłu i postanowienia, to i czynności związane z owymi środkami muszą być zgodne z postanowieniem i zależne od woli. Związane zaś z tymi środkami są czynne przejawy cnót. W naszej tedy mocy jest zarówno dzielność etyczna, jak i jej przeciwieństwo, nikczemność.

Tak zaczyna się ten podrozdział, ładnie podsumowując dotychczasowe rozważania. Dalej autor ciągnie wywód jednoznacznie ukazując, że jeśli ktoś dobrowolnie doprowadził się do konkretnego stanu (np. stał się niegodziwy czyniąc niegodziwie), to sam jest sobie winny i jak najbardziej można go za to ganić. Ganieniu tedy (ogólnie – negatywnej ocenie moralnej) podlegają zatem czyny zależne od woli, a nie przypadkowe. Cnoty tym samym, będącymi trwałymi dyspozycjami, również zależą od nas, ponieważ poprzez konkretne (nasze wolne) działania, kształtujemy te właśnie dyspozycje.

 

O męstwie

Przyznam szczerze, że Arystoteles robi w tym krótkim podrozdziale chyba wstęp do następnego, bo nie za wiele da się tutaj wypisać, może poza wylistowaniem różnego postrzegania męstwa (w stosunku do różnych rzeczy).

 

O męstwie (ciąg dalszy)

Męstwo jest postrzegane i powinno być rozpatrywane tylko w kontekście rzeczy, które są możliwe przez człowieka do zniesienia. Wtedy można się tych rzeczy bać, ale stawianie im czoła jest właśnie oznaką doskonałości etycznej i moralnego piękna. Oczywiście ma to miejsce tylko wówczas, gdy użyjemy rozumu do rozeznania czy rzecz, której się obawiamy (w stosunku do której jesteśmy mężni) jest odpowiednią rzeczą, której należy się obawiać. Czy mamy właściwy czas tej obawy, jego sposób, itp. Co więcej, męstwo jest postępowaniem drogą środka – bo zbyt wiele męstwa to zuchwałość, a zbyt mało to tchórzostwo.

 

Różne znaczenia męstwa

Filozof wylicza różne znaczenia męstwa:

  • w znaczeniu męstwa obywatelskiego – jako postępowania cnotliwego i bazującego na honorze
  • w znaczeniu doświadczenia życiowego zdobytego w obliczu różnych doświadczeń
  • wymienia gniew, ale z dużą ilością zastrzeżeń i ograniczeń co do postanowienia i świadomości celu
  • podobni do mężnych (ale nimi nie będący) są ludzie będący dobrej myśli – wyglądają na mężnych, ale nimi tak naprawdę nie są. Mężni są ci, którzy stawiają czoła zwłaszcza niebezpieczeństwom nagłym.
  • ostatnie (pozorne) męstwo to takie, gdzie podmiot jest nieświadomy niebezpieczeństwa

 

O męstwie (ciąg dalszy)

Mężnymi bardziej powinniśmy określać tych, którzy narażają się na nieprzyjemności, ponieważ jest to moralnie szlachetne (w odróżnieniu od unikania przyjemności).

 

O umiarkowaniu i przyjemności

Przechodząc do umiarkowania autor stwierdza, że jest ono również cnotą nierozumnej części duszy (podobnie jak męstwo właśnie), choć to trochę przeczy rozbudowanej tabelce typów duszy, którą znaleźć można na końcu pierwszego rozdziału (jako przypis, nie w treści). Jest tak też może po części dlatego, że filozof odnosi umiarkowanie tylko do przyjemności cielesnych i to też nie wszystkich4. Są one właściwe nie tylko ludziom, ale też zwierzętom, dlatego są czymś niższym i godnym pogardy.

 

O żądzach i nieumiarkowaniu

Przyrodzone nam żądze jako gatunkowi (np. jedzenia) uniwersalnie mogą doprowadzić tylko do przesady – kiedy po prostu zjemy za dużo. Bardziej specyficzne pożądania tego konkretnego człowieka  – tutaj każdy sobie rzepkę skrobie. Dlatego tak łatwo tutaj pobłądzić w aspekcie tego czego pożądamy, w jakim wymiarze i w jaki sposób. Co więcej – pożądanie jest nieprzyjemne! I w sumie ma to wg. Arystotelesa sens – bo kiedy pożądamy, to znaczy, że nie zaspokajamy tego pożądania. Czyli jest nam źle. Również kiedy próbujemy zaspokoić, ale nam nie wychodzi (bo np. nie stać nas na to nowe Ferrari i nigdy nie będzie), to też jest nam źle.

Dalej autor tłumaczy, że nie istnieją ludzie, którzy doznają „za mało radości z przyjemności”. Nie słyszał jeszcze o acedii, anhedonii i depresji klinicznej. Cóż, w końcu mamy IVw. p.n.e – trudno mierzyć naszego myśliciela współczesną miarą. Kończy ten podrozdział stwierdzeniem, że najlepszy człowiek to taki, który znajduje umiar i drogę środka w doznawaniu przyjemności. Rzecz jasna uprzednio sprawdziwszy rozumowo, czy ta przyjemność w ogóle ma sens i nie sprzeciwia się moralnemu dobru.

 

Porównanie rozwiązłości i tchórzostwa

W skrócie – rozwiązłość jest bardziej potępienia godna niż tchórzostwo. Pożądania zaś powinny być ograniczane dyscypliną, czyli pożądliwa część duszy powinna się słuchać jej racjonalnej części.

 

Kolejna część: https://hegemonikon.pl/2024/03/08/etyka-nikomachejska-4/

Schopenhauer

Linki #7 – Schopenhauer i Budda

Marcin Fabjański jest autorem znanych książek, które propagują bliskie mi pojmowanie filozofii – jako sztuki życia i swoistej therapei. Dziś mam jeden z jego wykładów (audio trochę szwankuje, ale rzecz w treści, nie didaskaliach), gdzie porównuje on nauczanie Buddy i Shopenhauera.

Strona 1 z 2

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén