Moje zapiski z podróży po fascynującym świecie ludzkiej myśli i ducha

Tag: dusza

Cytat #26 – Invictus

Zasadniczo cytatów tutaj było już dostatek. Dziś zatem coś innego. Wiersz „Invictus” autorstwa Williama Henleya – jest to kompilacja kilku tłumaczeń, które znalazłem w sieci. Do mnie przemawia.


Z nocy, co wokół mnie zapada,
której nigdy dzień nie skruszy,
Bogu czy bogom – dzięki składam,
za hardą dumę mojej Duszy.

W tego, co cierpię tu, okowach
me usta skargą niesplamione.
Spadają razy na me czoło,
krwią zroszone, acz wciąż uniesione.

Poza padołem tym goryczy,
Tylko się Strach przed cieniem czai,
Grozie lat, chociaż z nią się liczę,
wstępu w Serca głąb nie daję.

I choć kroczę wśród Chaosu,
w tych Cierpieniach mrocznej głuszy,
Jam Kowalem mego Losu!
Kapitanem swojej Duszy!

Czytanie klasyków – „Twierdza wewnętrzna” św. Teresy z Avila

Dziś coś z zupełnie innej beczki. Nie jest to pełnoprawny wpis w serii Czytanie klasyków, gdyż dzisiejszy tekst nie jest tekstem stricte filozoficznym, a do tego, charakter notatek jest dość mocno „techniczny”. Jednakże swego czasu popełniłem je, zatem głupio byłoby się nie podzielić skromnymi efektami mojej pracy. Poniżej krótki zarys „Twierdzy wewnętrznej” autorstwa św. Teresy z Avili


Mieszkanie 1

– zaczynamy od poznawania siebie – jesteśmy głusi i nie możemy odpowiedzieć na wezwanie Boga
– rodzi się w nas głód więcej – 'wielkie pragnienia’
– dramat grzechu to jest niszczenie piękna ludzkiej duszy, a walka z grzechem to jest wydobywanie piękna na powrót (antropologia pozytywna)

Mieszkanie 2

– już nie jesteśmy głusi, ale nie potrafimy odpowiedzieć. Aczkolwiek coś nas zaczyna poruszać głębiej – rośnie napięcie, duchowość nas pociąga
– zaczyna się konflikt – zewnętrzne <> wewnętrzne
– słowo klucz – 'wytrwałość’, bo upadki się pojawiają non stop (rozbuchana zachłanność w każdym aspekcie)
– podkreślenie znaczenia relacji z innymi na tej samej drodze, ale też relacji z Bogiem
– jesteśmy w walce, ale nie należy przesadzić z tą agresją – potraktujmy siebie łagodnie

Mieszkanie 3

– już słyszymy i odpowiadamy
– już nawet coś wychodzi – masa ludzi jest na tym etapie (wymaga skupienia samego siebie)
– po ciągłej walce w poprzednich etapach coś w końcu nam wyszło i rodzi się PYCHA
– przydaje się tutaj przewodnik duchowy – gdyż sami jesteśmy biased i nie potrafimy za bardzo pójść dalej
– trzeba przyznać się przed samym sobą – samemu nic się nie zrobi i potrzeba bojaźni bożej. Trzeba zaufać Bogu.

Mieszkanie 4

– 'nowicjat mistyka’ – zamykamy etap ascetyczny – przechodzimy od zewnątrz do wewnątrz (głównie)
– 'modlitwa skupienia’ polega na skupieniu bardziej w pojęciu 'uważności’ i akceptacji na Boga, niż na focusie. Zdarza się tylko przez moment, a do tego często nie w trakcie modlitwy, ale gdzie indziej.
– istnieje pokusa, aby próbować samemu wejść w ten stan mistyczny – racjonalnie i pchając – ale to tak nie działa. Wymaga otwartości i bojaźni.
– 'bardziej kochać niż rozmyślać’ – intelekt trzeba odwiesić na kołek i dać się porwać – trzeba przełamać lęk i porzucić to, co znane.

Mieszkanie 5

– metafora jedwabnika i narodziny motyla dzięki pokarmowi danemu z zewnątrz. Larwa, robak, musi umrzeć (to jest nasza miłość własna) – by wzlecieć wyżej
– odkrywamy, że Bóg chce nam dać więcej i odkrywamy, żę ciągle dostajemy
– 'modlitwa zjednoczenia’ – wola moja zlewa się z wolą Boga

Mieszkanie 6

– jest się już wysoko, ale wciąż istnieje szansa, że się zacznie dostawać po dupie od życia. Aczkolwiek też czasem słyszy się dobre rzeczy, ale cloue programu tutaj to NIE ZWAŻAĆ NA JEDNO I DRUGIE. Złe napomnienia to okazja do zaprawiania się w cnocie i obdarzania obmówców jeszcze większą miłością.
– cierpi się fizycznie, ale głównie duchowo (oschłością). Wyprowadza z tego tylko Bóg, nikt inny. I dostaje się wtedy 'rozkoszny ból łaski’.
– Dwa rozdziały, że wszystko pochodzi od Boga

Mieszkanie 7

– to mieszkanie jest ostatnie i tak naprawdę czytam to trochę po jogiczno/buddyjsko/wschodniemu – jakby się dusza w pełni wyzwoliła z zasłon/cienia, które jej tę wewnętrzną światłość zasłaniały
– dusza tutaj niejako zanika – 'Nie troszczy się o siebie, cokolwiek by na nią przyjść mogło i w tak zupełnym żyje zapomnieniu o sobie, jakby jej nie było.’
– rozum nie ma tu czego szukać – czasem raptem złapie jakiś powidok – mieszkania się doświadcza
– 'To jest, córki, kres modlitwy. Do tego ma służyć i to małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny.’

2 tom ‘Historii Filozofii’ Giovanniego Realego

3/4 pracy za mną. „Historia filozofii” autorstwa Giovanniego Realego – kolejny, trzeci już tom w formie mapy myśli wylądował na moim GitHubie. Przyznaję, trochę się zeszło, ale tak to jest, jak się jednocześnie ciągnie 4 sroki za ogon (dosłownie 😉 ). Pozostała mi część ostatnia, jednakże całkiem spora jej część – około połowy. Nie obiecuję kiedy skończę, bo jak wiadomo tyle książek do przeczytania, a tak mało czasu.

Recenzja „The second mountain” Daniela Brooksa

Daniel Brooks jest postacią bardzo ciekawą. Nie za wiele jego książek zostało przetłumaczonych na język polski, a szkoda. Już choćby sam fakt, iż jest on jednym z nielicznych dziennikarzy/myślicieli, który jest akceptowany zarówno przez prawą jak i lewą stronę sceny politycznej w USA, daje sporo do myślenia.1 Wyważone opinie oraz sięganie do własnych doświadczeń jest tym, co wyróżnia twórczość Brooksa spośród wielu innych autorów. Dziś chciałbym napisać kilka słów o jednej z jego najnowszych książek – „The second mountain”.

Zanim przejdę do przedstawienia treści tej pozycji per se, chciałbym podzielić się pewną obserwacją, która dotyczy książek traktujących o celowości i jakości życia. Truizmem byłoby stwierdzenie, że jest ich na rynku  prawdziwe zatrzęsienie. Pisane przez profesorów, przewodników duchowych, zwykłych ludzi czy influencerów. Zasadniczo nie ma w tym nic złego – zresztą o tym właśnie chcę tutaj napisać. Moim zdaniem, to, czy dana książka z nami „zagra”, jest wypadową bardzo wielu czynników. Czasu, doświadczenia, wiedzy, oczytania w dziedzinie. Pozycja, która dla mnie może być przełomową, dla kogokolwiek innego może być nudna, albo niezrozumiała. Ma zachwycać, a nie zachwyca. Z tej perspektywy wspomniana różnorodność dostępnych źródeł jest czymś dobrym. Każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Coś, co przemawia naszym językiem i operuje znanym nam słownictwem.

„The second mountain” jest książką, która do mnie właśnie w ten sposób przemówiła. Dlaczego? Stanie się to jasne, gdy zrozumiemy znaczenie, jakie ma tytuł tej pozycji. Daniel Brooks postrzega bowiem życie jako wspinaczkę. Kiedy przychodzimy na świat, rozpoczynamy proces wchodzenia na metaforyczną górę. Obraz ten nie jest niczym nowym, pojawia się tu i ówdzie w literaturze. Problem leży w tym, że naszym „trybem domyślnym” jest góra, która jest tak naprawdę górą naszego ego. Rozumianego nie z perspektywy psychoanalizy, ale tego ego, które pompujemy osiągnięciami, statusem społecznym czy konsumpcjonizmem. Wyrazem tegoż ego jest zewnętrzna w stosunku do nas persona – będąca sztuczną kreacją. Wymuskanym i uładzonym obrazem naszej osoby, który staramy się prezentować światu. Tym samym, pierwsza góra z którą się w życiu spotykamy, jest głównie definiowana poprzez określenia „ja”, „moje” i „chcę”. Najczęściej doprawione takimi określeniami jak „natychmiast”, „najlepsze” i „przyjemne”. Brooks tak opisuje większość członków współczesnego społeczeństwa Zachodu – jako wspinaczy, którzy nie zważając na nic i nikogo, próbują osiągnąć upragniony szczyt własnego narcyzmu.

Zakładam, że już wiecie dokąd autor zabiera nas dalej. Kiedy znajdziemy się już na szczycie pierwszej góry (albo przynajmniej pod samym wierzchołkiem), odkrywamy ze zdziwieniem, iż nie na to się umawialiśmy. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze (patrz obrazek obok). Może i znajdziemy na szczycie symboliczną metę. Może i włożą nam jakiś wieniec laurowy na głowę („lambo” w garażu, „wypas” dom czy ostatnia miss/mister kraju w sypialni), ale dalej nie ukryje to przykrej prawdy. Jesteśmy osamotnieni, zmęczeni, pozbawieni celu, a w końcu przekonani o bezwartościowości wszystkich i wszystkiego. Choć piszę o tym jako o procesie synchronicznym, autor nie pozostawia tu złudzeń – niektórzy biegają po tej pierwszej górze do samego końca. Raczej swojego, niż jej.2 Nie jest dane im stanąć choćby na chwilę.

Nie wszystko jednak stracone. Zdarza się czasem, że uda się nam zatrzymać podczas walki o pierwszy szczyt. Niestety, dość często zdobywamy się na to, będąc do tego zmuszeni przez okoliczności zewnętrzne. Niespodziewane wypadki życiowe potrafią boleśnie nam uświadomić, że przyjęta przez nas strategia się po prostu nie sprawdza. Choroba, porzucenie przez partnera, porażka biznesowa, albo cokolwiek innego z bogatego menu przeciwności życiowych. Rozglądamy się wówczas świadomie po okolicy. Nierzadko zresztą po raz pierwszy w życiu. Zasadniczo zawsze nie spodoba się nam to, co zobaczymy. Konieczność zmiany staje się dla nas oczywista.

Kiedy zdamy sobie z tego sprawę, możemy rozpocząć proces schodzenia w dolinę. Jest to kolejny etap opisywanego przez autora procesu. Przejście doliny ma na celu dwie rzeczy. Po pierwsze, pozwala nam uświadomić sobie w pełni, jak pozbawione sensu było nasze dotychczasowe działanie. Spoglądamy na górę, z której zeszliśmy i nie potrafimy się nadziwić, jak mogliśmy poświęcić jej tyle zachodu. Nie jest to miłe uczucie. Całe szczęście drugi powód jest bardziej optymistyczny. Będąc w dolinie możemy w spokoju rozejrzeć się po okolicy i wybrać, na którą to górę chcemy wejść tym razem. W sposób przemyślany i rozważny. Podejmując świadomą decyzję, który to szczyt uznamy za naszą „drugą górę”.

Przedstawiona powyżej wizja podsumowuje raptem pierwszą (z pięciu) części książki. Potrafi nieźle przyłożyć naszemu ego – ja przynajmniej do tej pory czuję tych kilka prawych sierpowych. W nawiązaniu do początku tej recenzji – Daniel Brooks przemówił do mnie doskonale znanym mi językiem. Co więcej – wyśmienicie wykorzystał ten fakt, jednocześnie przemawiając do miłej mi praktyczności. Pozostała część książki, jest bowiem poświęcona przedstawieniu najczęściej występujących „drugich gór”. Są to powołanie, miłość/rodzina, filozofia/religia oraz społeczność. Każda z nich jest opisana w oddzielnym rozdziale. Mogę z czystym sumieniem zapewnić, że nie są to suche dywagacje oderwanego od świata mądrali, ale bardzo praktyczne (i niekiedy dość osobiste) obserwacje i porady, jak najlepiej się na daną górę wspinać. Rzecz jasna, najlepiej jest zapoznać się z każdą możliwą ścieżką i szczytem, aczkolwiek ostateczną decyzję co do kierunku życiowej wędrówki, każdy musi podjąć już sam.

Jakakolwiek decyzja zostanie podjęta, z całą pewnością dobrze jest wówczas mieć „The second mountain” pod ręką. Niczym przewodnik i mapę, do których warto regularnie sięgać. Daniel Brooks jest niezawodnym przewodnikiem, znającym każdą ścieżkę, którą chcielibyśmy podążać. Na zakończenie tego wpisu pozostaje mi tylko życzyć Ci czytelniczko i czytelniku szerokiej drogi i powodzenia na szlaku!

PS. Nie musisz sobie robić selfie na szczycie drugiej góry. Kiedy tylko raz na nią wejdziesz, wystarczy będzie na Ciebie spojrzeć, aby wiedzieć. Jak to mawiają za oceanem – „it shows”.

Etyka nikomachejska #2

Tak jak wspomniałem w pierwszym wpisie poświęconym „Etyce nikomachejskiej”, to właśnie od rozdziału drugiego rozpocząłem jej lekturę. Było to spowodowane faktem, że był on tematem pracy zaliczeniowej jednego z przedmiotów na studiach. Zatem dziś nie znajdziesz tutaj moich notatek z konkretnych podrozdziałów książki, ale podlinkuję bezpośrednio do treści mojej pracy.

Kolejna część: https://hegemonikon.pl/2024/02/20/etyka-nikomachejska-3/

Cytat #10 – 'List do Menojkeusa’ Epikura

Myślę, że każdemu, kto jest choć trochę obeznany z historią filozofii nie potrzeba tłumaczyć, że Epikur nie był piewcą rozpasanego hedonizmu. Wręcz przeciwnie – dziś nazwalibyśmy go pewnie minimalistą życiowym, a Marie Condo pisałaby o jego myśli w samych superlatywach. Aczkolwiek dziś nie o tym. Styczeń powoli zmierza ku końcowi (jak tam postanowienia noworoczne?) – cytat by dorzucić trochę motywacji do tych, co po pierwszych trudnościach w ich realizacji podupadli na duchu.

Niechaj młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, a i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy. Kto zatem twierdzi, że pora do filozofowania jeszcze dla niego nie nadeszła albo, że już minęła, podobny jest do tego, kto twierdzi, że pora do szczęścia jeszcze nie nadeszła albo, że już przeminęła.

Epikur, List do Menojkeusa, Diogenes Laertios, X 122

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén