Pytanie w tytule nie jest wbrew pozorom retoryczne! Zastanówmy się przez chwilę – czy kiedykolwiek, ktokolwiek uczył nas, jak należy czytać tekst filozoficzny? Albo jak się uczyć? Ano właśnie. Tak myślałem.
Profesorowie filozofii go nienawidzą!
Jako osoba, która trochę tekstów w życiu przeczytała – a jeszcze więcej planuje przeczytać – myślę, że mam kilka spostrzeżeń, które mogą okazać się przydatnymi dla innych miłośników filozofii. Jak dla mnie nie są one w swej istocie odkrywcze, ale dobrze czasem zebrać „oczywiste oczywistości” w łatwą do strawienia pigułkę. Co więcej – przedstawiona poniżej metoda ma zastosowanie do uczenia się w ogóle – niekoniecznie jest aplikowalna tylko do filozofii. Od razu zastrzegam też, że porady poniżej przedstawione dotyczą poważnego podejścia do studiowania tekstów oraz nauki. Miłośnicy podejścia 4xZ (aczkolwiek wątpię by trafili i czytali ten blog) nie znajdą tutaj niczego dla siebie.
Jestem kwiatem lotosu…
Od tego należy zacząć. Od zostania kwiatem lotosu na tafli górskiego jeziora. Innymi słowy – na znalezieniu odpowiedniego czasu, miejsca oraz nastroju do zgłębiania tekstu. Nie chcę bawić się tutaj w tanią moralistykę, ale czasy mamy jakie mamy. Deficyt uwagi jest chorobą przybierającą charakter pandemii, czy jesteśmy tego świadomi czy nie. Lektura trudnych tekstów w ogólności, jest umiejętnością, która z każdym rokiem staje się coraz rzadsza. Głównie dlatego, iż nie mamy okazji by jej ćwiczyć. Dominującym sposobem przekazywania wiedzy są dziś materiały audiowizualne, skróty, fiszki czy podsumowania generowane za pomocą AI. Czytanie długich tekstów, gdzie wywód i rozumowanie jest rozłożone na wiele stron, staje się przedsięwzięciem trudnym i wymagającym.
Rzecz jasna nie wszystko stracone! Wszak ćwiczenie czyni mistrza. Aczkolwiek zanim rozpoczniemy lekturę należy z oczywistych przyczyn zadbać o to, aby wyeliminować wszelakie możliwe dystraktory. Czyli znajdźmy sobie ustronne miejsce, gdzie nie będziemy co chwilę rozpraszani przez domowników/osoby postronne czy też różne dziwne dźwięki. Nie polecam słuchania muzyki (choćby w słuchawkach) – według badań naukowych dotyczących procesu nauki i koncentracji, w najlepszym przypadku muzyka nie przeszkadza w tychże procesach. Ogólne wyniki metaanaliz jednakowoż pokazują, że pozytywnego wpływu na przyswajanie wiedzy muzyka raczej nie ma. Niezależnie od jej typu (klasyczna, „muzyka do nauki” czy heavy metal) oraz głośności. Cisza jest najlepszym towarzyszem przy lekturze. Dla tych, których otoczenie bywa dość głośne (ruchliwa ulica czy sąsiedzi imprezowicze) – polecam zwykłe słuchawki wytłumiające. Takie jakie noszą np. robotnicy na placu budowy. Kosztują niewiele, a robią świetną robotę (mam i sam stosuję).
Cisza i koncentracja to dopiero pierwszy krok – albowiem musimy pozbyć się największego zła dzisiejszych czasów – smartfona. Badania dowiodły, że już sama fizyczna obecność telefonu w zasięgu wzroku powoduje w nas kompulsywną chęć sięgnięcia po niego. Nawet jeśli wyciszymy wszystkie powiadomienia, czy też przełączymy urządzenie w tryb samolotowy. Nasz mózg dalej będzie nam wysyłał sygnały by sięgnąć po to przeklęte urządzenie, choćby na malutką chwilkę. Jak się to kończy – chyba każdy dobrze wie. Telefon zatem – poza zasięgiem wzroku.
Trochę większy problem jest z ekranami (niezależnie czy z laptopa czy stacjonarnym). Nie ukrywajmy – sporo tekstów dziś jest dystrybuowanych w formie elektronicznej. Z mojego doświadczenia wynika jedno – nic nie zastępuje tekstu w formie drukowanej. Tak, tak, ja wiem, oldschool i tyle. Niestety, rozliczne badania udowadniają, że teksty czytane z ekranu nie mają takiej przyswajalności jak te tradycyjne. Rozumiem jednakże, że czasem po prostu się nie da – a drukowanie 500 stron to niekoniecznie tania rzecz (albo w ogóle możliwa – np. w przypadku książek z DRM). Pewnym rozwiązaniem jest tutaj posiadanie czytnika ebooków. Ekran typu e-ink jest trochę bardziej przyjazny dla oczu, a jego format (czytnika, nie ekranu) bardziej przypomina klasyczną książkę.
Na sam koniec zostawiłem aspekt nastawienia. Rozumiem przez to nasze samopoczucie w danym momencie. Jeżeli chcemy zabrać się za lekturę wymagającego tekstu, przystępowanie do tego z bólem głowy, burczeniem w brzuchu czy głową zajętą znajdowaniem błyskotliwej riposty na kłótnię z wczoraj nie ma specjalnie sensu. Tak samo jeśli na lekturę mamy może z 10 minut wolnego czasu. Potraktujmy rzecz poważnie, a nie jako zapchajdziurę w napiętym harmonogramie dnia. Moim zdaniem najzdrowszym sposobem podchodzenia do lektury jest potraktowanie jej jako ćwiczenia duchowego. Jako aktywność wymagającą określonego poziomu energii i czasu. Nie wpadasz przecież na siłownię w przelocie by zrobić dwie serie wyciskania na ławie i iść dalej. Dokładnie tak samo należy podchodzić do zgłębiania filozofii.
Colors, colors everywhere!
Pozostając przy kwestii technikaliów chciałbym jasno wyartykułować co następuje. Po książkach (rzecz jasna nie z biblioteki!!!) się pisze! Kreśli! Zakreśla, podkreśla, przekreśla i wyczynia wszystkie możliwe cuda wianki! I nikt nie przekona mnie, że powinno być inaczej. Teksty filozoficzne powinny dawać asumpt do rozpoczęcia dialogu. Zarówno z jego autorem, jak i własnymi przemyśleniami. Dlatego też moim zdaniem, z tekstem należy „pracować”. Praca tak rozumiana ma dwa aspekty. Pierwszym z nich jest wyciągnięcie z tekstu jak najwięcej treści i wiedzy. By to osiągnąć, należy uczynić go jak najbardziej czytelnym i zrozumiałym. Pozostawienie tekstu w formie ściany czarnych znaczków niespecjalnie nam w tym pomaga. Więc podkreślajmy, adnotujmy za pomocą symboli (gwiazdek, wykrzykników, pytajników – cokolwiek działa), zaznaczajmy cytaty i róbmy notatki. Nie bójmy się tego! Niestety, w przypadku tekstów w formie elektronicznej da się co prawda zaznaczać fragmenty tekstu, jednakże z ich adnotowaniem czy notatkami bywa różnie. Zależy to od samego czytnika – czy mówimy o czytniku fizycznym, czy o programie do lektury na komputerze. Możliwości jest kilka, najważniejsze to jednak by poznać możliwości narzędzia, którego używamy i wykorzystać je w pełni.
Dlaczego? Tutaj przechodzimy do drugiego aspektu „pracy” z tekstem. Otóż uczynienie go łatwiejszym w lekturze to jedno. Drugim (często najważniejszym), jest ułatwienie sobie ekstrakcji wiedzy z przeczytanej książki. Sama bowiem lektura (ze zrozumieniem) to dopiero pierwszy krok. Drugim jest opracowanie wiedzy w formie notatek, map myśli czy fiszek. „Przepracowany” tekst niejako automatycznie ułatwia nam stworzenie syntezy poglądów i argumentów autora. Do sposobów tworzenia notatek powrócę w dalszej części tekstu. Teraz jednakże chcę na chwilę powrócić do pierwszego aspektu – uczynienia tekstu łatwiejszym w lekturze. Dlaczego jest to tak istotne? Ano bo teksty filozoficzne powinno się czytać nie raz, a przynajmniej dwa razy. Z emfazą na słowo „przynajmniej”.
Clap your hands once, clap your hands (at least) twice!
Niezależnie jak trudnym zadaniem się to wydaje – wszyscy badacze zajmujący się metodologią nauczania są zgodni w jednym – powtarzanie jest kluczem do skutecznego zapamiętywania wiedzy! Koniec i kropka. Wyjaśnienie tego mechanizmu wymaga nakreślenia trochę szerszego kontekstu. Jeśli chodzi o pamięć ludzką, mamy dwa niezależne systemy. Pierwszym z nich jest pamięć krótkotrwała. To ta część naszej pamięci, którą wykorzystujemy do przechowywania docierających do nas „na świeżo” informacji. Usłyszałaś numer telefonu do zapamiętania? Te zbitki cyfr, które obracasz w głowie dopóki ich nie zapiszesz na trwałym nośniku przechowujemy właśnie w pamięci krótkotrwałej. Pamięć ta ma dwie cechy. Pierwszą z nich zdradza sama nazwa – krótkotrwałość. Drugą jest pojemność – badacze nie są tutaj jednomyślni, ale wychodzi im, że jednocześnie w tejże pamięci możemy przechowywać od 4 do 7 „idei” czy też „obiektów”. Dlatego gdy mamy zapamiętać numer telefonu, nie trzymamy go w pamięci w postaci 7-9-2-0-8-9-8-2-2 tylko raczej 792-089-822. Tak jest nam po prostu łatwiej.
By cokolwiek zostało z nami na dłużej – musi zostać przeniesione do pamięci długotrwałej. W skrócie – zapisane u nas w mózgu. I tutaj dochodzimy do sedna. Jedną z najbardziej skutecznych technik dotyczących zapamiętywania jest wydłużenie czasu przechowywania informacji w pamięci krótkotrwałej! Powtórzę raz jeszcze – jeśli chcemy zapamiętać daną informację skuteczniej, powinniśmy przez jakiś czas „poobracać ją” w pamięci krótkotrwałej. I temu właśnie sprzyja w niesamowity sposób ponowna lektura tekstu. Wydaje się, że taka forma nauki jest dłuższa niż jednorazowe czytanie. W aspekcie czasowym – jak najbardziej! Jednakże dzięki takiemu podejściu efektywność zapamiętywania jest o niebo większa! Tak jak pisałem we wstępie do tego wpisu – szukający tricków na 4xZ nie wyciągną z tego wpisu niczego.
Drugim bonusem ponownej lektury jest pogłębione zrozumienie tekstu. Oczywistym jest, że podczas pierwszego czytania musimy w ogóle zrozumieć co autor chce nam przekazać. Gros naszej energii i uwagi poświęcamy na nakreślenie ogólnej koncepcji. Dopiero gdy wiemy „co autor chciał przekazać”, podczas ponownej lektury, możemy zacząć zwracać uwagę na szczegóły, detale i ozdobniki. Dzięki temu wyciągniemy z tekstu więcej.
Czytamy nie by wiedzieć, ale by zrozumieć
Tutaj dochodzimy do clou programu. Po co czytamy teksty filozoficzne? Ano po to, aby zrozumieć co autor sądził o konkretnym zagadnieniu. Zrozumienie nie oznacza wykucia na pamięć dokładnie tego, w jaki sposób filozof doszedł to takiego, a nie innego wniosku i zreferowanie go przed publicznością. Niestety, tak właśnie wygląda często i gęsto nauczanie filozofii (dlatego też rzuciłem studia). Wspomniałem powyżej, że najlepszym sposobem na zwiększenie efektywności nauki czy zapamiętywania, jest wydłużenie czasu, w którym przechowujemy wiedzę w pamięci krótkotrwałej. To pierwszy sposób. Drugim sposobem (który powinniśmy stosować wraz z pierwszym, nie mają one charakteru alternatywy) jest synteza.
Przez syntezę rozumiemy tutaj podsumowanie fragmentu tekstu w skondensowanej formie. Najlepszym sposobem by to uczynić, jest właśnie zrozumienie oraz werbalizacja/eksternalizacja. Nie wystarczy poukładać sobie rzeczy „w głowie”. Należy nadać naszej myśli konkretną formę – notatek/listy punktowanej/fiszek/mapy myśli. Bardzo popularną metodą pracy warsztatowej czy terapeutycznej jest prowadzenie dziennika, pisanie listów, albo swobodne pisanie. Skuteczność tych technik jest oparta na fakcie, że kiedy jesteśmy zmuszeni „ubrać” nasze myśli w konkretne słowa – nabieramy do nich swoistego dystansu. Stajemy niejako „z boku” naszego procesu myślenia, dzięki temu zdobywając się na większą obiektywność i racjonalność. Bardzo popularne powiedzenie mówi, że jeśli chcemy się przekonać, że coś umiemy – musimy próbować nauczyć kogoś innego. To właśnie eksternalizacja/werbalizacja w działaniu. Czyni cuda, uwierzcie. Po to między innymi piszę tego bloga 😉
Warto tutaj zaznaczyć, że synteza nie powinna dotyczyć zbyt małego wycinka tekstu. Oczywiście, zdarzają się fragmenty, które są krótkie, ale tak gęste treściowo, że inaczej się nie da. Aczkolwiek bardziej efektywne jest dokonywanie syntezy dla trochę większych ustępów tekstu. Ogranicznikiem powinna być ilość pojęć, które możemy utrzymać w pamięci krótkotrwałej (od 4 do 7).
A co jak naprawdę nie rozumiem?
Zdarza się. Pomocną techniką, którą podzielił się online jeden z profesorów filozofii jest próba zrzucenia abstraktu do konkretu. Technika ta nie zawsze jest możliwa do zastosowania, aczkolwiek w wielu przypadkach da się ją wykorzystać. Działa ona bardzo prosto. Weźmy pod uwagę bardzo prosty przykład – 1 prawo Newtona.
W inercjalnym układzie odniesienia, jeśli na ciało nie działa żadna siła lub siły działające równoważą się, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym.
Brzmi to abstrakcyjnie, co zresztą zrozumiałe, w końcu to ogólne prawo obowiązujące powszechnie. By ułatwić sobie zrozumienie dobrze jest ten abstrakt „ubrać” w konkret. Z małą pomocą ChatGPT, możemy przerobić powyższe na następujące twierdzenie.
Wyobraź sobie, że pchasz wózek sklepowy [ciało] na gładkiej, równej podłodze i przestajesz go pchać [siła przestaje działać na ciało]. Jeśli podłoga jest idealnie gładka i nic nie działa na wózek (np. tarcie, przeszkody czy wiatr) [inercjalny układ odniesienia], wózek będzie dalej jechał prosto i z tą samą prędkością, z jaką jechał, gdy go puściłeś [porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym].
Nie sprawdza się to zawsze, ale ta metoda (lub jej wariacje) mogą dość często pomóc wgryźć się w bardziej zawiłe fragmenty tekstu.
A jak już zrozumiem to co?
Kiedy uznamy, że dany fragment tekstu (podrozdział/rozdział – czasem nawet paragraf czy akapit) w miarę rozumiemy i stworzyliśmy sobie syntezę w formie zewnętrznej, wówczas możemy przejść do trzeciej metody, która ułatwi nam zapamiętanie konkretnej treści. Jest nią sprawdzenie siebie. Co mam przez to na myśli? Zazwyczaj proces nauki przebiega u nas następująco. Zdobywamy wiedzę (np. podczas wykładu czy lektury), tworzymy stertę (lub nie) notatek. Po czym wracamy do nich po jakimś czasie (najczęściej dość długim i dzień przed egzaminem) i próbujemy „nauczyć się” tego, czego teoretycznie nauczyliśmy się wcześniej. Następnie mamy test/sprawdzian naszej wiedzy i tyle. Ewentualna powtórka całego procesu następuje wówczas, gdy poziom naszej wiedzy okazał się niewystarczający. Takie podejście działa na każdym szczeblu edukacji szkolnej, a także w różnych formach kształcenia ustawicznego.
Jest to jeden z największych grzechów współczesnych społeczeństw w kontekście edukacji! Dlaczego? Zastanówmy się przez chwilę nad tym, w jaki sposób zdobywamy zazwyczaj jakąś umiejętność motoryczną. Weźmy jako przykład jazdę rowerem czy samochodem. Na początku jest to dla nas potwornie trudne. Potrzebujemy instrukcji niemalże krok po kroku, co i jak mamy wykonać. W przypadku jazdy autem nasza lista czynności mogłaby wyglądać tak: wejdź do auta, zapnij pas, popraw lusterka, dopasuj fotel, włóż kluczyk do stacyjki, wciśnij sprzęgło, itp. Na początku mamy taką listę i przechodzimy po niej powoli krok po kroku. Jednakże gdy jesteśmy już doświadczonym kierowcą, na pytanie: „Czy wpierw wkładasz kluczyk do stacyjki czy zapinasz pasy?” nie potrafilibyśmy odpowiedzieć od razu. Musielibyśmy się zastanowić, a często nawet po chwili namysłu nie potrafilibyśmy udzielić prawidłowej odpowiedzi. Ta konkretna sekwencja czynności stała się dla nas automatyczna i nieświadoma. Po prostu odpalamy auto.
W jaki sposób do tego doszło? W bardzo prosty – ćwiczenie, ćwiczenie, ćwiczenie1 Ciągłe powtarzanie i testowanie siebie samego doprowadziło do wyrycia u nas w mózgu ścieżki, która „odpala się” za każdym razem gdy siadamy za kółkiem. Powtarzanie i testowanie siebie (poprzez otrzymywanie informacji zwrotnej ze środowiska) jest jedną z najlepszych metod nauki! Dlatego też od samego początku powinniśmy włączyć różnego formy sprawdzianów czy testów do naszej nauki/lektury. Powtórzę – jako metodę nauki, a nie tylko sprawdzenia nabytej wiedzy po zakończeniu lektury czy przy okazji egzaminu. Dlatego też dobrej jakości podręcznik (niezależnie od dziedziny), powinien zawierać krótkie treściowo „pigułki”, które są regularnie podsumowywane, a także doprawione szeregiem pytań sprawdzających. Książki programistyczne (wiem z własnego doświadczenia) bardzo często są właśnie w taki sposób zbudowane. Niewielkie porcje wiedzy, przeplatane bardzo dużą ilością pytań kontrolnych i zadań do wykonania. Dlaczego tak jest? Bo to po prostu działa!
Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, aby to sprawdzone podejście zastosować również do lektury filozofii. Po każdym większym fragmencie zatrzymaj się na moment i udziel odpowiedzi na kilka pytań? Co autor chciał mi tu przekazać? Jak to kontrastuje z jego wcześniejszymi argumentami? Jak idea filozofa wygląda na tle myślicieli jemu współczesnych? A jak wcześniejszych? I tak dalej, wciąż i wciąż. W ten sposób powtarzamy treść, dłużej przechowujemy ją w pamięci krótkotrwałej, a także zwiększamy nasze zrozumienie. By zakończyć ten wątek, chciałbym użyć cytatu z filmiku na YouTube, którym posiłkowałem się przy tworzeniu tego tekstu – „You read for the first time to understand, the second time to engage with„. No właśnie – engage away 😉
A z tymi notatkami to jak?
Ostatnim tematem który chciałbym poruszyć są notatki. Zacznijmy może od tego, że najgorszą rzeczą jaką można zrobić, jest po prostu przepisywanie tekstu/wykładu w stosunku 1:1. Raz – nie ma to sensu. Dwa – jest potwornie czasochłonne. Trzy – bardzo ogranicza czas, jaki dana wiedza spędza u nas w pamięci krótkotrwałej, a to jak pamiętamy jest nieefektywne w kontekście zapamiętywania. Jak zatem tworzyć notatki by miało to sens?
Istnieje kilka ciekawych sposobów, które można wykorzystać. Pierwszym z nich jest tworzenie map myśli. Temat jest dość skomplikowany, gdyż tworzenie dobrej jakości map nie jest rzeczą łatwą i wymaga praktyki. Najlepszym sposobem by nie wydłużać tego tekstu jest link do profilu Justina Sunga. Jest to „guru uczenia się”, którego darmowe materiały w serwisie YouTube naprawdę robią robotę i polecam je z czystym sumieniem. Nie tylko w kontekście map myśli, ale nauki ogólnie2.
Drugą rzeczą są fiszki, ale w formule bardzo prostych pytań i odpowiedzi. Nie każda wiedza czy koncept da się w ten sposób opracować. W przypadku filozofii może być to dość trudne, ale można to potraktować jako ciekawe wyzwanie i formę testu. Stworzenie talii fiszek z pytaniami i odpowiedziami potrafi naprawdę nieźle sprawdzić nasze zrozumienie zagadnienia.
Trzecią metodą jest tworzenie podsumowań – o tym już pisałem powyżej opisując syntezę. Jednakże tutaj chodzi o różne formy tychże notatek. Pomysł zaczerpnąłem z książki Daniela Pinka pod tytułem „Drive”. Rzecz prezentuje się bardzo prosto. Bierzemy konkretny koncept/akapit/podrozdział/rozdział i staramy się streścić go w formule oryginalnego wpisu na Twitterze. Dla tych co nie pamiętają – oryginalnie wpisy w tym serwisie miały maksymalnie 160 znaków. I taki też limit sobie ustawmy. Możemy bazując na tym stworzyć podsumowanie/notatkę, która jest trochę bardziej rozbudowana. O ile pamiętam to Daniel Pink określił ją jako „cocktail party summary” – czyli coś, co mogłoby być wypowiedzią prezentującą dany koncept na przyjęciu. Czyli ciutkę dłuższa forma, ale bez skomplikowanego słownictwa czy rozumowania. Formy takich notatek można mnożyć, aczkolwiek cały czas mając w pamięci to, aby nie przesadzać. Notatki mają służyć nam jako „przypominajki” naszego zrozumienia zagadnienia. Zawierać kilka słów kluczowych czy przejść i tyle. No i nic nie stoi na przeszkodzie by były tworzone za pomocą różnych kolorów, znaczków, rysunków czy w jakikolwiek inny sposób. Whatever works.
Czwartym sposobem może być ten, którego jesteś właśnie odbiorcą 😉 Czyli stworzenie dłuższego tekstu, opisującego całość zagadnienia. Można nadać mu formę bloga, wpisu w socialach, dziennika, czy artykułu naukowego. Nie trzeba go od razu publikować – chodzi o zachowanie formy. Jest to najwyższa forma eksternalizacji i werbalizacji – zarazem też najtrudniejsza i najbardziej czasochłonna. Jednakże z całą pewnością niesamowicie skuteczna jeśli chodzi o poukładanie sobie wiedzy w głowie.
A jeśli ja nie chcę?
To nic się nie stanie 😉 Zasadniczo moja interpretacja dotycząca czytania tekstów filozoficznych jest tylko moja. Niektórzy filozofowie nadają się też jako „luźna” lektura (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi dla tych, co na filozofii się nie znają). Dialogi Platona, zalecenia Epikteta czy Aureliusza, wątpliwości Augustyna czy Boecjusza, pisma polityczne czy „życiowe mądrości” Schopenhauera, Nietzschego czy Bergsona wcale nie muszą być zawsze przedmiotem szczegółowej analizy. Można je potraktować jako źródło inspiracji, doznanie estetyczno-artystyczne czy materiał do medytacji. Możliwości jest sporo i na pewno byłbym ostatnią osobą, która chciałby odebrać Ci – Drogi Czytelniku – Twój własny sposób radowania się pismami wielkich myślicieli.
To wszystko?
Uff, chyba tak. Zebrało się tego sporo, ale chciałem zebrać w jednym miejscu całą wiedzę jaką posiadam dotyczącą uczenia się i czytania tekstów ze zrozumieniem. Myślę że się udało. Pozostaje mi chyba tylko w tym miejscu napisać krótkie – „Tolle! Lege!”3